Cannes 2015 (odcinek 11): Osborne, Nicloux, Famuyiwa, Desplechin

Data:


MAŁY KSIĄŻĘ
reż. Mark Osborne
Poza Konkursem

Wbrew swojemu tytułowi film Marka Osborne’a nie stanowi ekranizacji kultowej książki Antoine’a de Saint-Exupery’ego. „Małego Księcia” przybliża małej dziewczynce sąsiad – starszy, zdziwaczały pan, trzymający na podwórku stary wrak samolotu, którym kiedyś latał. Dziewczynka jest jedynaczką wychowywaną przez matkę, która chce z dziecka stworzyć przyszłą panią prezes i pod ten cel dokładnie układa jej życie. Znajduje się w nim miejsce przede wszystkim na książki i naukę. Postać Małego Księcia i opowieść starszego ekscentryka naturalnie fascynują dziecko trzymane pod kloszem. Produkcja Osborne’a to propozycja dla dzieci ze wszystkim tego konsekwencjami – naiwnie prostymi morałami, przekazami i emocjami. Najmłodsi widzowie nie docenią nawet tego, że w filmie wykorzystano w fajny sposób kilka rodzajów animacji. Znajduje się w filmie jednak kilka intrygujących fragmentów także dla dorosłych. Osiedla, na którym mieszkają bohaterowie wygląda jak żywcem wyjęte z jakiejś antyutopijnej satyry. Film stanowi też wyraźną pochwałę kreatywności i wolności myślenia jako najlepszych argumentów w walce ze standaryzacją i uniformizacją, którym ludzie poddawani są od najmłodszym lat. To też niepokojąca (jak na bajkę dla dzieci) krytyka korporacyjnej wizji świata i nad tym fragmentem „Małego Księcia” – zdecydowanie najbardziej mrocznym i ponurym – polecam szczególnie się pochylić.

VALLEY OF LOVE
reż. Guillaume Nicloux
Konkurs Główny

Podium najgorszych filmów konkursowych w Cannes zostało ustanowione. Na pierwsze miejsce zasłużył oczywiście Gus Van Sant i od premiery jego filmu było wiadomo, że nikt mu koszulki lidera w tym niechlubnym wyścigu nie obierze. Choć kandydatów nie brakowało. Ostatecznie „Marguerite & Julien” wygrywają srebrny medal, zaś „Valley Of Love” zostaje sklasyfikowane na ostatni miejscu podium. Film Guillaume’a Nicloux to takie „Tacy Byliśmy” w wersji najgłupszej z możliwych, w którym postawiono na dwójkę aktorów grających jakby samych siebie (francuskie gwiazdy kina), ale jednak odtwarzających jakąś idiotyczną, fikcyjną historię. Byli małżonkowie spotykają się, by podążyć ostatnią drogą syna samobójcy, który o przyjazd do upalnej Kalifornii poprosił ich w pożegnalnym liście. Będą straszliwie przynudzać, rozmawiając o życiu, swoich związkach, zmarłym dziecku i niezbyt kolorowej, własnej przyszłości. Na półtorej godziny święto kina zamieniło się w festiwal nieszczerej, wymuszonej tandety i emocjonalnego kiczu.

DOPE
reż. Rick Famuyiwa
Directors’ Fortnight

Pełna niezaprzeczalnego uroku, narkotyzująca energią dawka niezależnego kina z Sundance’owym rodowodem. Nastoletnie kujony (geeks) z podejrzanych przedmieść Los Angeles, zakochane w hip hopowej kulturze z lat 90., ale i super obeznane ze zdobyczami nowoczesnych technologii, z których umiejętnie i często korzystają, zostają przypadkowo wmieszane w handel narkotykami. By nie zaprzepaścić szansy na wyrwanie się ze swojego przestępczego środowiska do prestiżowych college’ów, muszą jak najszybciej i niepostrzeżenie pozbyć się narkotykowego problemu. Gdzieś na drugim planie tego efektownego, zabawnego, młodzieżowego kina sensacyjno-społecznego, dostaje się wielu współczesnym wynalazkom i ich użytkownikom – od Bitcoinów po Amazon. Zresztą te wszystkie odniesienia do nowoczesnych technologii są siłą napędową humorystycznej warstwy filmu. Może „Dope” to nie liga „Whiplash”, ale zapewnia przynajmniej wyśmienitą rozrywkę.

TROIS SOUVENIRS DE MA JEUNESSE
reż. Arnaud Desplechin
Directors’ Fortnight

Kino ekstremalnie przesiąknięte francuską kulturą, obyczajowością, stylem bycia i humorem, a jednak niezwykle uwodzące swoją finezją i energią. Już jako dorosły, dojrzały mężczyzna i uczony antropolog Paula wraca do trzech (tytułowych) wspomnień ze swojego dzieciństwa. Pierwsze związane jest z matką, która popełniła samobójstwo, gdy on sam miał 11 lat. Zostawiła trójkę dzieci i męża, który od tej pory przez wiele lat pogrążony będzie w żałobie po stracie żony. Drugie wspomnienie to nastoletnia, niemalże szpiegowska przygoda, którą Paul przeżył w Związku Radzieckim, angażując się w akcję pomocy lewackim Żydom z Mińska. Ostatnie to pierwsza, poważna młodzieńcza miłość Paula do wrażliwej, wyzwolonej, ale też bardzo prostolinijnej piękności Esther z rodzinnej miejscowości, przez którą chłopak ciągle będzie wracał tam z Paryża, gdzie studiował. W filmie Desplechina roi się aż od znajomych motywów. Od młodego bohatera żywcem wyjętego z nowofalowej klasyki po typowe dla francuskiego kina sceny i wątki miłosne, powszechne filozofowanie (w tym obowiązkowo w łóżku), wspominanie komunistycznych fascynacji etc. Niemniej wszystko tu układa się w imponującą, pełną energii, inteligentną i przemyślaną historię z cyklu coming-of-age. W pewien sposób też epicką, ale pozbawioną patosu i sztywności. Zasłużona nagroda w ramach sekcji Directors’ Fortnight.

***
Wyjątkowo zamiast ostatniego notowania festiwalowej listy przebojów, które jeszcze się pojawi, zestaw filmów, które ja bym nagrodziła w konkretnych kategoriach:

Złota Palma: Youth
Grand Prix: Mountains May Depart
Nagroda Jury: Syn Szawła

Najlepsza reżyseria: Chronic
Najlepszy scenariusz: The Lobster

Najlepszy aktor: Vincent Cassell (Mon Roi) lub Tim Roth (Chronic)
Najlepsza aktorka: Zhao Tao (Mountains May Depart)

Złota Kamera: Syn Szawła
Un Certain Regard: Cemetery Of Splendour
Un Certain Regard Special Mention: The Treasure

Weerasethakul całkowicie pominięty w nagrodach. Miejmy nadzieję, że Sorrentino pójdzie lepiej. Masz te islandzkie "Barany" w dzisiejszym grafiku?

Weerasethakul dostał już kilka nagród w Cannes, więc było to do przewidzenia. Sorrentino też raczej nic nie dostanie, może za reżyserię ewentualnie. W dzisiejszym grafiku mam tylko podróż do Polski:)

Słusznie. Miłej podróży! :)

Dodaj komentarz