Cannes 2015 (odcinek 8): Sorrentino, Villeneuve, Hou Hsiao-Hsien, Bartas

Data:


YOUTH
reż. Paolo Sorrentino
Konkurs Główny

Film, który podzielił krytyków w Cannes. Po pokazie prasowym rozległy się gromki aplauz i gwizdy rozczarowania. Ja z przyjemnością zaliczę się do grupy klaszczących. Zdaję sobie doskonale sprawę, że Sorrentino mocno się powtarza z małą różnicą, że o ile w przypadku „La Grande Bellezza” sięgnął po „Słodkie Życie” Felliniego, o tyle w „Youth” pożyczył sobie trochę z „Osiem i pół”. Jep Gambardella ściągnął kolorowe marynarki i przybrał elegancką, nieco żałobną pozę Michaela Caine’a, który gra Freda Ballingera – kompozytora na emeryturze spędzającego wakacje w ekskluzywnym, alpejskim sanatorium wraz z innymi utracjuszami i celebrytami. Czas płynie tu leniwie i niewątpliwie klimat tego miejsca sprzyja różnym rozliczeniowym refleksjom i filozofującym dysputom, które muzyk chętnie podejmuje z przebywającym tutaj też jego przyjacielem, podstarzałym reżyserem przygotowującym się do nakręcenia swojego „filmowego testamentu” i innymi wczasowiczami. Czasami w tych dyskusjach trąci banałem, innym razem mówi się o pięknych, wzruszających czy gorzkich rzeczach. To, co krytycy w Cannes uznali za dobre w również żerującym na Fellinim „Mia Madre”, przekreślili w „Youth”, z czym zgodzić się nie mogę. Oczywiście to barokowe kino, które razi ostentacyjnym wręcz przepychem. Jednak po poprzednim filmie Włocha można się już było z tym oswoić i dostrzec, że o ile patos w filmie w dużych dawkach często bywa szkodliwy, o tyle w przypadku takich wirtuozów jak Sorrentino, staje się absolutnie znośny i uzasadniony. „Youth” to piękne dzieło, jego niesamowita uroda uderza ze starannie zaaranżowanych kadrów. Nieważne, czy reżyser skupia się właśnie na krowach pasących się na zielonej łące czy na nagiej, ponętnej Miss Universe wchodzącej do krystalicznie błękitnego basenu wieczorową porą. Sorrentino uchwycił wspaniałą chemię między Fredem Ballingerem a jego przyjacielem granym przez Harveya Keitela. Co prawda, nie potrafił wznieść się ponad banał przy relacjach kompozytora z córką, ale świetnie wyłuskał fajowe wątki z bohaterów drugo- i trzecioplanowych. Show w „Youth” kradnie Paul Dano, którego bohater – cyniczny, hollywoodzki gwiazdor o artystycznych ambicjach – mówi wiele ważnych rzeczy o współczesnym kinie, często trafiając w sedno sprawy. Monolog Jane Fondy to jedno z najbardziej brutalnych i sprawiedliwych podsumowań aktualnych związków pomiędzy branżą filmową i telewizyjną. Doskonałe są krótkie epizody z Palomą Faith i Diego Maradoną. „Youth” to też szalenie smutny film, nawet bardziej melancholijny niż swój poprzednik. W tej minorowej spowiedzi artysty w jesieni życia znalazło się miejsce nie tylko na żale, rozpamiętywanie porażek i rozgoryczenie, w postawie Freda Ballingera w końcu będzie można dostrzec spokojne pogodzenie się z sobą samym i własną spuścizną. Czyż nie o to w końcu chodzi, gdy znajdujemy się u kresu drogi?

SICARIO
reż. Denis Villeneuve
Konkurs Główny

Walka amerykańskiego systemu sprawiedliwości z narkotykowymi kartelami to jeden z popularniejszych tematów tamtejszego kina sensacyjnego. „Sicario” na poziomie czysto fabularnym raczej nie wprowadza do tematu nic nowatorskiego. Działalność specjalnej grupy zadaniowej do walki z meksykańskim narkobiznesem oglądamy z perspektywy młodej agentki FBI, która właśnie do niej dołączyła. Szybko przekona się, że walka z kartelami wymaga szczególnych środków – często ambiwalentnych i na granicy legalności. Denis Villeneuve postarał się, by względną przewidywalność fabuły wynagrodzić absolutnie znakomitym warsztatem filmowym. Począwszy od świetnych, różnorodnych zdjęć (efektowne panoramy vs. intrygujące zdjęcia akcji nocą z kamery noktowizyjnej), od rewelacyjnej ścieżki dźwiękowej Johanna Johannssona po bardzo solidne aktorstwo. Być może najsłabiej w „Sicario” wypada postać grana przez Emily Blunt – ta, która nosi tu moralny kompas, ale już Josh Brolin w roli bezwzględnego i bezceremonialnego szefa grupy zadaniowej i Benicio Del Toro jako jego bliski współpracownik, tajemniczy Alejandro, to klasa światowa. Szczególnie ten drugi w najbliższym sezonie nagród i podsumowań może spodziewać się wielu nominacji i wyróżnień w kategorii aktor drugoplanowy.

THE ASSASSIN
reż. Hou Hsiao-Hsien
Konkurs Główny

Nie spodziewałam się po mistrzu z Tajwanu kina sztuk walki (wuxia) jak w wysokobudżetowych produkcjach Anga Lee czy Zhanga Yimou, ale filmu, w którym Hou Hsiao-Hsien zinterpretuje ten efektowny gatunek po swojemu. Tak też uczynił, ale jego eksperyment okazuje się nieznośnie zmanieryzowaną produkcją spod szyldu arthouse’u, który wystawia na niemałą próbę nawet miłośników slow cinema. „The Assassin” zawiera ograniczoną ilość dialogów. Szczątkową fabułę, która dzieje się w IX wieku w niespokojnych wówczas Chinach, ciężko w ogóle śledzić, kadry są teatralne i statyczne (jest ich w sumie 31), kamera porusza się oszczędnie i wręcz nienaturalnie właściwie głównie w cztery strony, wpatrywanie się w dopracowane, piękne detale kostiumów czy scenografii przypomina podziwianie muzealnych eksponatów, nieliczne sceny walk wyglądają dość biednie (a 15-milionowy budżet filmu wcale nie był mały). Dekoracyjność i minimalizm „The Assassin” – co ciekawe – spotkała się z bardzo dobrym odbiorem krytyków w Cannes. Przynajmniej tych, którzy mieli cierpliwość wytrwać do końca pokazu, bo spora część wyszła w trakcie. Dla admiratorów filmu jest on epickim freskiem, wnoszącym artyzm i autorskie spojrzenie do kina wuxia. Ja nie mogę się jednak dopatrzeć niczego więcej poza sztucznością, nudą i przeestetyzowaniem.

PEACE TO US IN OUR DREAMS
reż. Sharunas Bartas
Directors’ Fortnight

Mężczyzna ze swoją partnerką i córką przyjeżdżają do wiejskiego domu za miastem. Każdemu z nich ewidentnie coś ciąży na duszy. Starsza z kobiet przed wyjazdem w dramatycznych okolicznościach przerwała swój muzyczny recital na skrzypcach, wydaje się nieobecna i pogrążona w depresji. Córka natomiast czuje się niezauważana przez swojego ojca, pragnie jego atencji zwłaszcza, że bardzo brakuje jej zmarłej matki. Sam mężczyzna natomiast wydaje się znudzony własną egzystencją, jej przewidywalnością i banalnością, coraz ciężej mu wykrzesać z siebie choćby umiarkowany optymizm i siłę do życia. Pierwsza część filmu z niewielką liczbą dialogów tworzy całkiem niepokojący, psychologiczny obraz skomplikowanej rodziny. Niestety później bohaterowie zaczynają ze sobą więcej rozmawiać. W ich słowach pojawia się dużo artystycznej pretensjonalności i sztywności. To mój trzeci film tego cenionego, litewskiego reżysera. Poprzedni „Eastern Drift” wydał mi się ciekawszy niż „Peace To Us In Our Dreams”. To kino dość specyficzne, na pewno skierowane do widza bardziej cierpliwego. Niemniej jego wielką zaletą jest Sharunas Bartas – aktor, który ma w sobie jakąś taką niezwykłą magię i nieoczywisty magnetyzm. Fantastycznie się go ogląda, szczególnie w takich skromnych, minimalistycznych rolach.

***

Festiwalowa lista przebojów:
1. Apichatpong Weerasethakul: Cemetery Of Splendour
2. Paolo Sorrentino: Youth
3. Jaco Van Dormael: Brand New Testament
4. Jia Zhang-ke: Mountains May Depart
5. Yorgos Lanthimos: The Lobster
6. Laszlo Nemes: Syn Szawła
7. Natalie Portman: A Tale Of Love And Darkness
8. Hirokazu Kore-eda: Umimachi Diary
9. Todd Haynes: Carol
10. Denis Villeneuve: Sicario
11. Brillante Mendoza: Taklub
12. Jeremy Saulnier: Green Room
13. Stephane Brize: La Loi Du Marche
14. Philippe Garrel: L’Ombre Des Femmes
15. Nanni Moretti: Mia Madre
16. Radu Muntean: Un Etaj Mai Jos
17. Maiwenn: Mon Roi
18. Louis Garrel: Les Deux Amis
19. Joachim Trier: Louder Than Bombs
20. Sharunas Bartas: Peace To Us In Our Dreams
21. Woody Allen: The Irrational Man
22. Kiyoshi Kurosawa: Kishibe No Tabi
23. Alice Winocour: Maryland
24. Emmanuelle Bercot: A Tete Haute
25. Hou Hsiao-Hsien: The Assassin
26. Naomi Kawase: An
27. Dalibor Matanic: Zvizdan
28. Elie Wajeman: Les Anarchistes
29. Matteo Garrone: Il Racconte Dei Racconti
30. Valerie Donzelli: Marguerite & Julien
31. Gus Van Sant: The Sea Of Trees