Głosy w jego głowie

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

„Głosy” to być może najdziwniejszy film, na jaki w tym roku trafimy w naszych kinach. To tym bardziej zaskakujące, iż jego reżyserką jest znana i ceniona (przede wszystkim przez wzgląd na fanstatyczne i ważne „Persepolis”) postać, Marjane Satrapi.

Pierwszy, anglojęzyczny film reżyserki z Iranu na pierwszy rzut oka przypomina zachęcający zlepek różnych, filmowych klisz. Prowincjonalne, amerykańskie miasteczko (udawane przez okolice Berlina!), w którym żyje główny bohater, przywodzi na myśl absurdalne mieściny z dzieł braci Coen. Poczciwość granego (świetnie!) przez Ryana Reynoldsa fajtłapy Jerry’ego zestawiona z jego morderczymi skłonnościami przypomina Dextera postawionego przed krzywym zwierciadłem. Krew i trupy traktowane raczej z dystansem niż na serio to znów elementy kampowej, czarnej komedii. Czuć tu też trochę mrocznie baśniowy nastrój jak u Tima Burtona. Jednak mimo tych efekciarskich elementów „Głosy” są jednak bardzo smutnym filmem o chorobie i dojmującej samotności.

Jerry jest typowym pracownikiem małomiasteczkowej fabryki. Jednym z wielu robotników. Raczej nie rzuca się w oczy i nikomu nie wadzi. Żyje sam na odludziu, gdzie mieszkają z nim pies i kot, z którymi prowadzi nieustające dysputy. Zakochuje się w najładniejszej dziewczynie w firmie, która świadoma własnej atrakcyjności i znudzona życiem na prowincji, marzy raczej o wyrwaniu się stąd niż o randce z tak pospolitym osobnikiem jak jej adorator z pracy. W wyniku nieszczęśliwego splotu okoliczności seksowna Fiona, a właściwie jej głowa, trafia do lodówki Jerry’ego. Podobnie jak jego pupile staje się kompanką mężczyzny, w dodatku domagającą się towarzystwa.

W „Głosach” jest taka znakomita scena, gdzie Jerry zaczyna przyjmować przepisane przez swojego psychiatrę tabletki, wraca do domu i widzi swoje otoczenie takim, jakie jest ono naprawdę. Brudne wnętrze z zaschłą krwią w różnych miejscach, rozkładająca się głowa w lodówce, milczące, zwyczajne zwierzaki domowe, które nic do niego już nie mówią. To przygnębiający i szary świat, więc nic dziwnego, że Jerry nie chce w nim funkcjonować. Schizofrenia dodaje jego egzystencji kolorytu i jest najlepszym lekarstwem na samotność, a że pojawia się przy okazji kilka trupów, cóż, jakoś trzeba sobie z tym poradzić.

Na szczególne wyróżnienie w filmie Satrapi zasługuje Ryan Reynolds, od pewnego czasu zdecydowanie bardziej starannie wybierający tytułu, w których gra. W „Głosach” wciela się on nie tylko w postać Jerry’ego, ale też dubbinguje kota i psa, co tylko dodaje finezji temu obrazowi schizofrenii jego bohatera. Szkoda, że trochę zabrakło balansu między czarną komedią i dramatem. Elementy tych gatunków łączą się w filmie w raczej dość przypadkowy sposób. Słabo wypadł też finał tej historii, który trochę nie pasuje do pokręconej fabuły „Głosów” i jego cudacznego klimatu. Po nudnym „Kurczaku ze śliwkami” Marjane Satrapi wchodzi jednak na nową, bardzo ciekawą drogę, którą mogłaby jeszcze chwilę podążać.

Zwiastun: