Na horyzoncie widziałam... (3/2014)

Data:


.

PULP: FILM O ŻYCIU, ŚMIERCI I SUPERMARKETACH
reż. Florian Habicht
Międzynarodowy Konkurs Filmy o Sztuce

Ulubiony dokumentalista wrocławskiego festiwalu jedzie do Sheffield i przygląda się fenomenowi Pulp – zespołu, który wywodzi się z miasta w północnej Anglii i w 2012 roku to właśnie tam postanowił zakończyć reaktywacyjną trasę koncertową. W filmie Floriana Habichta obecni są wszyscy muzycy Pulp, z Jarvisem Cockerem na czele, każdy moment jest dobry, by przypomnieć jakąś ich piosenkę (nie tylko kultowe „Common People”), ale tak naprawdę to nie o nich jest ten dokument. Habicht spaceruje z kamerą po Sheffield i szuka tych wszystkich zwyczajnych ludzi, o których Cocker śpiewał. Znajduje ich na ulicy, w hali targowej, w sali prób lokalnej grupy tanecznej, w barze, pod areną, w której ma odbyć się ostatni koncert – są dosłownie wszędzie. Reżyser konfrontując ich z muzyką i przekazem Pulp, pokazuje, że wcale nie są tacy przeciętni, bo stanowili przecież tak genialną inspirację dla świetnej twórczości kultowego zespołu. W filmie jest taka scena, gdy bibliotekarka sięga na półkę po ładnie wydany tom z utworami Pulp i czyta tekst „Help The Aged”. Za chwilę kolorowi staruszkowie odśpiewają tę piosenkę niczym super zgrany chór. To jeden z wielu fragmentów, który pokazuje, jak mocno twórczość Jarvisa i spółki była bliska temu, od czego sztuka raczej ucieka – od banalności życia i zwyczajnych spraw. Nawet jeśli Pulp na dobre zakończy grać, pozostanie po nich niesamowita spuścizna. Nie tylko płyty i piosenki, ale też ci ludzie, którzy w nich bez problemu mogą się odnaleźć.

DZIECIĘ BOŻE
reż. James Franco
ale kino+

Po raz drugi James Franco przegrywa z wielką literaturę. Najpierw hollywoodzki aktor zabrał się za klasykę pod postacią Faulknera i nie potrafił zaadoptować „Kiedy Umieram” na tyle interesująco, by nie zanudzić widza. Dokładnie ten sam sztywny, ciężkostrawny styl Franco wykorzystał do ekranizacji książki Cormacka McCarthy’ego – fascynującego studium dzikiego buntu, nieokiełznanego szaleństwa, rodzącej agresję samotności. Nawet otoczenie, w jakim nakręcono „Dziecię Boże” wygląda jak z poprzedniego filmu, a większość aktorów drugoplanowych sprawia wrażenie postaci wyciętych z szarego papieru. Jedyne, co ratuje ten film, to odtwórca roli głównej. Scott Haze gra z pasją i niezwykłym zaangażowaniem, malując niczym najsprawniejszy malarz całą paletę barw obłędu, dzikości i brutalności miotającego się po lesie Lestera Ballarda. Szkoda, że nie pomógł Franco, które jedyne, co wydobył z postaci McCarthy’ego to jego obsesyjne poszukiwania kobiet, które, żywe lub martwe, wypełniłyby w życiu Ballarda fizyczną i emocjonalną pustkę, powstałą w wyniku jego prymitywnej natury i agresywnych, aspołecznych zachowań.

KOBIECE PIEŚNI
reż. Reha Erdem
Masterclass: Reha Erdem

Mała apokalipsa wg Rehy Erdema. Poetycka, folkowa i dość pretensjonalna jednocześnie. Niewielka wysepka na tureckim wybrzeżu, gdzie panuje właśnie atmosfera końca świata. Trwa ewakuacja mieszkańców, bo nadchodzi trzęsienie ziemi. Dodatkowo epidemia zabija tutejsze konie. Nie wszyscy są jednak skłonni opuścić swoje domy. Mimo że to przyroda ma stanowić największe zagrożenie, prawdziwe trzęsienie wydarzy się w relacjach między bohaterami filmu. "Kobiece Pieśni" zostały cudownie sfotografowane, narracja jest lekka i liryczna, muzyka Arvo Parta znakomita. Jest jednak coś uwierającego i nieco prostackiego w tym rysowaniu linii podziału na spokojne, wyważone kobiety i popadających w szaleństwo mężczyzn. Film pięknie się ogląda, ale zabrakło w nim mniej wydumanej i sztucznie uduchowionej treści.

VIOLET
reż. Bas Devos
Panorama

Mimo całej powagi sytuacji, którą w "Violet" pokazano (czyli historię chłopca, którego przyjaciel zostaje zasztyletowany w centrum handlowym na jego oczach i jego dochodzenie do normalności po tym tragicznym wydarzeniu), dla tego filmu na festiwalu można by stworzyć nową sekcję: Nowe Horyzonty na wesoło. Dla Basa Devosa bowiem wszystko, czym w przeszłości żył festiwal, stanowi duże źródło inspiracji. I tak w "Violet" znaleźć można styl w ukazaniu młodzieży van Santa, kontemplacyjnie długie ujęcia Tsaia, naturalizm Dumonta, wizualnie pieszczenie obrazu Dolana. Czy to już kopia, czy tylko inspiracja - pozostaje w ocenie widza. W każdym razie trochę to wygląda, jakby 30-letni reżyser założył sobie, że zrobi film arthouse'owy skrojony na miarę - wg standardów stosowanych przez uznanych twórców tego typu kina. Wyszedł z tego karykaturalny przerost formy (ładnej, ale przecież przekalkowanej) nad treścią (banalną).