Poezja dnia powszedniego

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Skromny, bezpretensjonalny "Paterson" to zachwycający powrót Jima Jarmuscha do korzeni. Ascetycznych i organicznych opowieści o ludziach i miejscach, życiu jako ciągłej wędrówce w nieznanych kierunkach.



Znakomity, naturalnie wyciszony i szlachetnie powściągliwy Adam (non omen) Driver jako kierowca autobusu w amerykańskim miasteczku w stanie New Jersey. Paterson to też paradoksalnie imię głównego bohatera. Gdy jego rozmówcy dowiadują się o tym fakcie, nie dowierzają zbiegowi okoliczności. Ale to chyba jedyna niezwykła rzecz, jaka w życiu przydarzyła się mężczyźnie. Poza tym Paterson funkcjonuje wedle dobrze ogarniętej przez siebie rutyny. Wstaje rano, je śniadanie, idzie do pracy, po powrocie prowadzi małe pogawędki z żoną, wieczorem podczas spaceru z psem Marvinem wchodzi zawsze na jedno piwo do baru. W wolnej chwili pisze też wiersze - dość banalne i dziecinne, ale na swój sposób niezwykłe, bo bezbłędnie przekazujące nie tylko spostrzeżenia autora na temat otaczającej go rzeczywistości, ale też jego uczucia względem niej.

Małym przeciwieństwem łagodnego i spokojnego Patersona jest jego partnerka. Słodka i urocza Laura całe dnie spędza w domu realizując swoje pasje, które zdają się pojawiać dość znienacka. Jednego dnia pragnie otworzyć cukiernię z babeczkami własnej roboty, innego kupuje drogą gitarę i snuje wizje, jak zostaje gwiazdą muzyki country. Paterson i Laura choć totalnie do siebie nie pasują, roztropnie ułożyli sobie swoją egzystencję. Odnoszą się do siebie z czułością i szacunkiem, dobrze się rozumieją, wspierają jedno drugiego, są wobec siebie zdystansowani, świadomi dzielących ich różnic, ale jednocześnie bardzo bliscy. Dawno już zaakceptowali to, co udało im się stworzyć i potrafią się tym cieszyć.

Bohaterem filmu Jarmuscha jest Paterson-człowiek oraz Paterson-miasto. Życie w tej niewielkiej, ale całkiem dumnej miejscowości z ładnymi wodospadami w krajobrazie, z którą wiążą się nazwiska znanych postaci amerykańskiej kultury z Allenem Ginsbergiem na czele, toczy się zwyczajnie i niespiesznie. Widzimy to podczas codziennych spacerów Patersona oraz przysłuchując się rozmowom pasażerów w autobusie.

Nikt tak skutecznie, jak Jim Jarmusch nie przekonuje, że to, co autentycznie piękne i czyste, znajduje się właśnie tu i teraz. Piękni w swojej banalności są jego bohaterowie, piękne jest ich do bólu zwyczajne otoczenie. To tacy ludzie i takie miejsca dają motywację, by każdego dnia o określonej godzinie wstać z łóżka. To one tworzą prawdziwą poezję, która czasem wyrażana zostaje przez literatów w wielkich słowach, ale zwykle ma inną formę - sympatycznej wymiany zdań z nieznajomym podczas spaceru z psem, chwili refleksji w miejscu odosobnienia, podsłuchanej rozmowy w autobusie, świętowania z bliską osobą jej małego sukcesu.

Czytaj więcej - CANNES 2016 (ODCINEK 5): JARMUSCH, NICHOLS, GARCIA, O'SHEA >>>

Zwiastun: