Z perspektywy salonu, sypialni i ogrodu

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Od nagrodzonego Złotym Lampartem na tegorocznym MFF w Locarno „Powrotu do domu” rozpoczęła się 7. edycja jednej z najbardziej fascynujących imprez filmowych w naszym kraju – festiwalu Filmy Świata Ale Kino. Interesujący, skromny, oparty głównie na ograniczonych przestrzennie obrazach debiut Milagros Mumenthaler stanowi niezły przedsmak dla całej sekcji Młodego Kina Argentyńskiego.


W opowieści o trzech, jakże różnych od siebie siostrach reżyserka z Ameryki Południowej nie przekazuje widzowi zbyt wielu informacji. Przez cały film praktycznie nie wychodzi poza dom i ogród, w którym dziewczyny mieszkają w cieniu niedawnej śmierci ich babci. Nieco zaniedbana, ale piękna rezydencja jest jedynym środowiskiem, w jakim dla widza funkcjonują siostry. Gdzieś poza jej ogrodzeniem istnieje inny świat, z którym bohaterki nawiązują normalny kontakt – chodzą do szkoły, do miasta, ale co się tam dzieje pozostaje w sferze domysłów i czystych insynuacji/interpretacji widza.

W domu dziewczyny robią najbardziej zwyczajne rzeczy – gotują, sprzątają, uczą się, oglądają telewizję. Poprzez szereg banalnych, prozaicznych czynności argentyńska reżyserka pokazała całkiem skomplikowaną sieć emocjonalnych powiązań między siostrami, ich skrywane kompleksy, frustracje, pretensje, smutki, żale, pragnienia. Większość przekazu Mumenthaler ukryła jednak nie tyle w samych bohaterkach, ich dialogach, gestach czy zachowaniach, ale też w otaczających je domowych przedmiotach, bibelotach, meblach, którym reżyserka nie poskąpiła niemalże ważkiej, drugoplanowej roli. Ogromna świadomość wartości obrazu i treści, jaką można w nim zawrzeć oraz niesamowite wykorzystanie ograniczonej przestrzeni robią mocne wrażenie zwłaszcza, jeśli przypomnimy sobie, że „Powrót do domu” jest dziełem bardzo młodej, dopiero debiutującej reżyserki.

Argentyński film w kategoriach formalnych jest dziełem bardzo intrygującym, jednakże na poziomie fabularnym cechuje się już, nawet jeśli z premedytacją zamierzoną, to jednak przesadną skromnością, nieśmiałością, nawet pasywnością. Zdawkowość informacji, ograniczona perspektywa, z jakiej widz podgląda życie sióstr z jednej strony stanowią o niezwykłości „Powrotu do domu”, z drugiej – sprowadzają film do poziomu sympatycznej, ciekawej, ale w gruncie rzeczy błahostki. Niemniej naprawdę wartej bliższego poznania.

Zwiastun:

Postanowiłem go odpuścić w ramach festiwalu, bo zdaje się, że ma być w kinach w styczniu. A do tego czasu poczytam sobie opinie na Filmasterze i się zdecyduję, czy wydawać pieniądze na bilet. Myślisz ayya, że spodoba mi się bardziej niż Tobie? Nie jest ckliwy?

Tam jest jedna tylko rozczulająca scena (siostry siedzą na kanapie i słuchają smutnego coveru piosenki Johna Martyna, od której chyba wziął się angielski i za nim polski tytuł filmu). Film jest mega minimalistyczny i właściwie nie ma tam jakiejś linearnej fabuły, jak napisałam: duży nacisk na obraz - ty to chyba lubisz. Wydaje mi się, że choć nie jest to nic genialnego, warto iść. A wszyscy mieliśmy chyba podobne opinie po seansie.

Minimalizm też lubię. Ale i tak poczekam do stycznia, bo mi termin seansu teraz we Wrocławiu nie pasuje. Dzięki za info.

Właściwie w 100% zgadzam się z recenzją. Nie żałuję wypadu do kina, nie uważam filmu za wybitne, ale jest ciekawy formalnie... i też po prostu zwyczajnie ciekawy, życiowo.
No i są cycki.

Film obejrzałam z przyjemnością, niby błaha historia trzech sióstr, ale opowiedziana w niebanalny, bardzo oszczędny sposób, nastrojowa ale nie ckliwa, momentami uśmiecha, przez cały czas zaciekawia.

Dodaj komentarz