Profil użytkownika ayya

Choćby nie wiem co (2010)

„No Matter What” jest interesującym połączeniem pochmurnego dramatu społecznego, którego akcja umiejscowiona została na mało atrakcyjnej, amerykańskiej prowincji i młodzieżowego kina przygodowego, bo głównymi bohaterami filmu są dwaj, nastoletni chłopcy. Mająca problem z narkotykami matka jednego z nich niespodziewanie wyprowadza się z domu bez słowa wyjaśnienia, jej syn jednak zamiast szukać pomocy w odpowiednich instytucjach wraz ze swoim najlepszym kumplem wyrusza na poszukiwanie rodzicielki. Chłopcy nim dotrą do celu swojej wędrówki, przeżyją wspólnie kilka zwyczajnych przygód (które nawet trudno tak określać), dzięki nim poznają trochę świat, jaki ich otacza i umocnią łączącą ich więź przyjaźni. Doprawdy zaskakujące, jak ograny banał Cherie Saulter potrafiła zgrabnie i pomysłowo przekształcić w naprawdę fajny film.

Tylko tu (2011)

Kartograf z San Francisco przyjeżdża na zakontraktowaną pracę do Armenii. Na miejscu spotyka atrakcyjną Ormiankę – fotografkę, która kiedyś wyjechała na Zachód, a teraz wraca w rodzinne strony, otrzymawszy artystyczny grant. Dziewczyna stanie się towarzyszką podróży Amerykanina. Razem będą przemierzać intrygujący, zacofany, ale sympatyczny kraj. W tym osobliwym, rozlazłym portrecie dwójki samotników z wyboru, których połączy ulotny, tymczasowy romans (idealnie wpisujący się w ich podróżniczy tryb życia), najbardziej ujmująca jest Armenia – mało znane państwo z burzliwą historią, gdzie bezkresne, górzyste, zielone tereny zamieszkiwane są przez dość przyjaznych autochtonów, a życie toczy się wolno i całkiem znośnie. Widać, że reżyser z pasją i uczuciem podszedł do niecodziennej (także dla siebie) scenerii filmu i stworzył bodaj najlepszą w historii kina promocyjną wizytówkę tego kraju. O nic bardziej ambitnego w „Tylko Tu” się nie pokusił.

Kasia Wolanin opublikował(a) wpis Kasia Wolanin
opublikował(a) wpis

Drodzy! Wiecie może gdzie i kiedy można kupić bilety na Sputnika, albo gdzie jest taka informacja? Na stronie nic nie mogę znaleźć:/

Posępna noc (2011)

Stanowiąca sedno „Posępnej Nocy” analiza psychologiczna relacji i charakterów trójki chłopaków – kumpli ze szkolnej ławy, na pewno imponuje drobiazgowością i dokładnością spojrzenia. Poszatkowana retrospektywa składająca się z pozoru błahych, zwyczajnych epizodów z życia typowej, współczesnej młodzieży ma odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jeden z chłopaków popełnił samobójstwo. Osobiste, niemrawe śledztwo prowadzi jego ojciec, ale ten wątek jest raczej drugorzędny i pełni rolę spoiwa teraźniejszości i przeszłości. Widać, że młody , koreański reżyser jest fanem Gusa van Santa – Amerykanin na pewno byłby dumny, jakiego pilnego, zdolnego ucznia się dorobił. Odnoszę jednak wrażenie, że przesadna skrupulatność narracyjna tuszuje w pewien sposób brak pomysłu na inne, bardziej wyrafinowane wgłębienie się w chłopięcy, udawany świat, a momentami zbyt drgające obrazy (efekt montażowy) mocno przypominają o tym, że mamy do czynienia z bardzo interesującym, ale jednak niedoświadczonym debiutantem.

Późna jesień (2010)

Lekka, przeurocza, miejscami niesamowicie dowcipna historia o dwójce obcych, przypadkowych ludzi, między którymi rodzi się niespodziewane uczucie na przekór wszystkim, nieciekawym okolicznościom. Historia Anny i Hoona składa się z luźnych epizodów. Umiejscowienie azjatyckich aktorów na amerykańskim planie daje podobny efekt wyobcowania jak w „Lost In Translation”. Dodatkowo bożyszcze koreańskiego kina, Hyun Bin, wcielający się w postać Hoona (choć nie znam jego aktorskiego dorobku), zdaje się odgrywać swoją rolę z ogromnie sympatyczną porcją autoironii. Gdyby tylko reżyser nie poprowadził w finale swoich bohaterów nad melancholijną, smutną przepaść, a pozostawił film zwiewną, komicznie i dramatycznie wyważoną historią o dwójce osobliwych samotników, którzy na chwilę wpadając na siebie, zyskują krótki moment pierwotnego szczęścia, „Późna Jesień” byłaby świetną, minimalistyczną wariacją na temat Oliviera i Anny ze znakomitych, tegorocznych „Debiutantów”. Szkoda, że nie jest.

Cold Fish (2010)

Zaskakujące przemieszanie wątków społecznego moralitetu o zastraszonym człowieku uwięzionym w sieci zła (w Polsce motyw znany np. z „Długu”) i wyzywającego thrillera gore, gdzie krew i wnętrzności ścielą się gęsto. Sympatyczny i pomocny, przypadkowo poznany człowiek okazuje się agresywnym psychopatą, zaś główny bohater wciela się w rolę sterroryzowanego słabeusza. Wszystko jednak do czasu. Co prawda, na nieuchronny finał – psychodeliczną symfonię krwawej zemsty na oprawcy i szaleńczej eskalacji negatywnych emocji, które tkwiły w mężczyźnie od lat – Sono każe nam czekać trochę zbyt długo, prezentując po drodze w makabrycznych detalach sposób działania psychopatycznego biznesmena, gdzie najsłabiej, acz ciągle nieźle, wypada studium psychiki zastraszonego „wspólnika”. Niemniej gdy w końcu dochodzi do wyczekiwanej kulminacji, dziwacznemu, fascynującemu zaskoczeniu tym brutalnym, na wskroś dramatycznym koncertem szaleństwa nie ma końca. Przerażająco intrygujące.

Norwegian Wood (2010)

Ledwie poprawna ekranizacja kultowej książki, która właściwie w żadnym momencie nie oddaje niezwykłości literackiego oryginału. Rozczarowuje pomysł na oddanie osobliwego, metafizycznego klimatu powieści i używanie w tym celu bardzo banalnych środków (nienaturalnie upiększone zdjęcia, płaczliwa muzyka etc.). Rozczarowują też aktorzy. Chłopak grający Watanabe bezwiednie poddaje się roli, zamiast intrygować jego postać irytuje. Melancholia charakteru Naoko jest pokazana zbyt delikatnie – bez znajomości książki trudno zrozumieć, co faktycznie trapiło dziewczynę. Dość dziarska Midori ukazana została jako nietuzinkowa, acz naiwna i nadmiernie dziewczęca osoba. Anh Hung Tran nie tyle nie podołał ekranizacji, ile nie pokusił się o filmowe wniknięcie w świat książki, tworząc własną interpretację tej opowieści i stawiając akcent głównie na proces dojrzewania młodych bohaterów. Norwegian Wood w wersji Wietnamczyka klimatem przypomina bardziej Zapach Zielonej Papai niż swój literacki pierwowzór.

Taipei Exchanges (2010)

Festiwal Pięć Smaków w 2011 roku rozpoczął się od nierealnie optymistycznej i totalnie banalnej historii o tym, że w życiu najważniejsze jest spełnianie marzeń, a reszta wówczas sama jakoś się ułoży. Dwie siostry otwierają w Taipei kafeterię. Z początku interes niespecjalnie się kręci, ale gdy jedna z dziewczyn przypadkowo wpada na pomysł, by wymieniać porozrzucane w kafejce bibeloty na inne przedmioty (lub usługi), miejsce zaczyna od razu intensywniej tętnić życiem. W ten słodki niczym serwowane przez siostry ciasta i eklery film wplecione zostały nieco badziewne, filozofujące dialogi, a nawet sondy uliczne, mające odpowiadać na dość fundamentalne pytania dotyczące wartości i życiowych priorytetów, zamieniając kameralną, niezobowiązującą opowiastkę, która po prostu mogłaby pełnić rolę niezłego poprawiacza nastroju, w film nieco irytujący, z dobudowanym dość nachalnym i infantylnym przesłaniem.

Popękana skorupa (2011)

Gdyby Aronofsky nie poszedł w efekciarstwo i nie był tak okropnie dosadny, a zamiast tego chciał zrobić coś bardziej prawdziwego i bliższego życiu, to zamiast Czarnego Łabędziea zrobiłby Popękaną Skorupę. Moja czołówka najlepszych filmów WFF.

Portret o zmierzchu (2011)

Bardzo dobry film, Rosja z Ładunku 200 Bałabanowa w wydaniu kobiecym - w moim świecie idealnym coś w takim stylu nakręciłaby po Nothing Personal Urszula Antoniak.

Kasia Wolanin opublikował(a) wpis Kasia Wolanin
opublikował(a) wpis

Widzę, że ktoś "ocenił Dribe i 1 mln innych filmów" i kiedy próbuję wejść na 1 mln innych filmów pokazuje się Nie znaleziono Niestety wygląda na to, że podstrona o podanym adresie nie istnieje.

Avé (2011)

Pomysł na film jest banalnie prosty: na obrzeżasz Sofii przypadkowo spotykają się Avé i Kamen, oboje próbują złapać stopa, by przemieścić się jeszcze w bliżej nieokreślonym kierunku i celu. Zostają towarzyszami podróży. On jest raczej małomówny i poirytowany dziarską dziewczyną, która każdemu kierowcy, decydującemu się zabrać nastolatków, opowiada jakąś wymyśloną historię. Kłamstwo staje się znakiem rozpoznawczym dziewczyny. Para w końcu zaprzyjaźnia się i stopniowo odkrywa własne, smutne sekrety, skrywane za pozami pełnymi buntu i pewności siebie. Film w gruncie rzeczy przypomina anglosaskie indie kino dla młodych ludzi. Oczarowuje jednak delikatnym, inteligentnym humorem, niewymuszoną naturalnością bohaterów, sytuacji i miejsc, a przede wszystkim szalenie lekką konstrukcją skromnej opowieści o relacji rodzącej się między dwójką, przypadkowych autostopowiczów. Na drugim planie ponadto pojawia się przez chwilę w zupełnie abstrakcyjnej roli kultowy Bruno S. Przesympatyczny film.

Jeden dzień z życia: Borys Musielak (2011)

Abstrahując od żartobliwych aspektów tej całej historii, ten film jest dość fatalnie zrobiony. Przecież to miało być skądinąd o radosnym człowieku sukcesu, a jest zmontowane, jakby Borys właśnie wyszedł z więzienia po 40letniej odsiadce, jest samotnym i smutnym człowiekiem bez przyszłości, który hobbistycznie dla zabicia czasu dzierga sobie na drutach.

Kasia Wolanin opublikował(a) wpis Kasia Wolanin
opublikował(a) wpis

jak znaleźć wątek 27 Warszawski Festiwal Filmowy? Klikam w link, który przyszedł mi w powiadomieniu i mam komunikat Nie znaleziono Niestety wygląda na to, że podstrona o podanym adresie nie istnieje. Próbowałam szukać sama, ale nie mogę znaleźć.

W ciemności (2011)

Niby w zamyśle to było tak, by pokazać dwuznaczność ludzkich postaw w czasie wojny na przykładzie człowieka, który za pieniądze pomagał Żydom, a gdy ich zabrakło stał się bezinteresownym filantropem, który zżył się ze swoimi 'podopiecznymi'. Z tym że Socha w tym filmie od początku wygląda jak krętacz i twardziel o gołębim sercu. Scenariusz napisany został tak, że Więckiewicz nie miał nawet jak pokazać przemiany swojego bohatera. Tym samym mamy film, który jest do bólu poprawny i przeciętny.

Kret (2011)

Przez ponad godzinę mamy do czynienia ze świetnym scenariuszem dramatu rodzinno-rozliczeniowego, który Życiem na Podsłuchu może jeszcze nie jest, ale na pewno filmem bardzo wartościowym. Jednakże gdy zło dosłownie zapuka do drzwi głównego bohatera, fabuła skręci w stronę taniego kryminału i nieznośnej dosłowności, jakby nie można było zostawić widza w poczuciu niepokojącej niepewności. Szkoda zmarnowanego potencjału.

Drżące Trąby (2010)

Arcydzieło! Czekamy na film pełnometrażowy! Fani.

Lęk wysokości (2011)

Na razie tylko tak: mocniejsza wersja "Erratum". Jeden z najlepszych, polskich debiutów ostatnich lat. Warto!

Erratum (2010)

Przypadkowy powrót w rodzinne strony staje się pretekstem do oczyszczającego spotkania z przeszłością. Historia krótkiego, czasoprzestrzennego zawieszenia Michała jest lekka, dowcipna, fajne pozycjonująca się gdzieś między kinem naturalistycznym a realizmem magicznym. Szkoda, że zabrakło bardziej wyrazistego bohatera, choć Tomasz Kot naprawdę robi, co może. Mimo to film jest całkiem udaną, polską adaptacją klimatów kina z Sundance, w tym też trochę uwielbianego przeze mnie nurtu mumblecore.

Trzy Welony (2011)

Większość telenowel z krajów Trzeciego Świata jest lepiej zrobiona, bardziej wirygodna i mniej cukierkowa niż ten film. Rozumiem, że chodziło o pozytywne przesłanie, pokazujące różne, kobiece role w islamskim systemie wartości, gdzie można godzić indywidualne oczekiwania z powinnościami w duchu tradycji i obyczaju, ale chyba nikt nie uwierzy w kilka kuriozalnych bajek, jakie zostały w fatalny sposób opowiedziane w tym filmie.