AMOUR
reż. Michael Haneke
Konkurs Główny
Z charakterystyczną dla siebie realizatorską dyscypliną, mistrzowską precyzją i genialnym zrozumieniem aktorów Haneke podejmuje temat miłości w jesieni życia i staje się na razie najpoważniejszym kandydatem do Złotej Palmy. Nie nazwałabym jednak „Amour” arcydziełem, osobiście wolę Austriaka, gdy pochyla się nad mniej kameralnymi tematami, gdzie faktycznie może rozwinąć skrzydła swojej nieprzeciętnej inteligencji i geniuszu filmowca. Tutaj pomogli mu Emmanuelle Rivy i Jean-Louis Trintignant – sędziwe już gwiazdy francuskiego kina, które znakomicie wcieliły się w role wiekowego małżeństwa nauczycieli muzyki, Anny i Georgesa. Na ich ułożone, spokojne życie nagle i niespodziewanie rzuca się cieniem postępująca choroba wieku starczego kobiety. Pewnego dnia przy śniadaniu Anna dostaje wylewu, przechodzi operację, ale w końcu zaczyna coraz bardziej niedołężnieć. Georges tak, jak potrafi, zajmuje się Anną, ale oni wiedzą: będzie tylko gorzej. W „Amour” nie ma wielkiego dramatu widma nieuchronnej śmierci. Intymna relacja głównych bohaterów opiera się na codziennych drobnostkach, gestach, małych słowach. Spokojnemu, racjonalnemu podejściu Georgesa do choroby żony przeciwstawione jest płaczliwe, choć tak naprawdę kurtuazyjne zachowanie ich córki (w tej roli Isabelle Huppert). Wiemy, że Anna umrze – od odkrycia jej martwego ciała na łóżku zaczyna się film. Od tego preludium Haneke krok po kroku wprowadza widza w świat miłości pięknej, prostej i zwyczajnej, opierającej się na przywiązaniu, trosce i cierpliwej koegzystencji. Ale także na umiejętności przygotowywania się na to, co nieuchronne i ostateczne oraz na przyjmowaniu starości i śmierci z godnością i szacunkiem, jakiego oczekiwałaby ta druga osoba, w której gaśnie życie.
Ocena: szlachetne 8/10
LIKE SOMEONE IN LOVE
reż. Abbas Kiarostami
Konkurs Główny
Zdobywca Złotej Palmy sprzed grubo ponad dekady i regularnie obecny w canneńskich konkursach Abbas Kiarostami wyjeżdża do tętniącego życiem Tokio, by opowiedzieć zgrabną i, co zaskakujące, przesiąkniętą japońskimi motywami filmowymi (Ozu się kłania) historię o konfrontacji burzliwej, karmiącej się chaosem młodości i poukładanej, przewidywalnej starości. Tę pierwszą uosabia atrakcyjna studentka, Akiko, dorabiająca sobie jako dziewczyna do towarzystwa. Tę drugą zaś sędziwy profesor Watanabe, który zamiast skorzystać z zamówionych usług, wplącze się w sam środek uczuciowych problemów dziewczyny. Osadzona w czasie ledwie kilkunastu godzin opowieść rozwija się niespiesznie, ale całkiem konkretnie, serwując widzowi od czasu do czasu klasowe dowcipy sytuacyjne i bezpretensjonalne dialogi między ułożonym, starszym panem a jego przypadkowymi, młodymi znajomymi (szczególnie rozmowa profesora z chłopakiem Akiko w samochodzie, gdzie zdradza on przyczyny swoich planów matrymonialnych to majstersztyk!). Na Złotą Palmę szanse Kiarostami ma pewnie niewielkie, ale wykonał w „Like Someone In Love” naprawdę niezłą robotę.
Ocena: sprawiedliwe 6.5/10
THE SAPPHIRES
reż. Wayne Blair
Pokazy specjalne
Aborygeńskie „Dreamgirls” (choć jednak bardziej sympatyczne i szczere) na tle burzliwej polityki wewnętrznej Australii lat 60. Cztery, czarnoskóre dziewczyny, niedoceniane i tłamszone dziewczyny przez „białe” otoczenie jadą do Wietnamu, by tam grać koncerty i tym samym dostarczać rozrywki amerykańskim żołnierzom. Odkrywcą ich talentu, pomysłodawcą pomysłu i menedżerem zespołu stał się zapijaczony Dave – w tej roli irlandzki komik Chris O’Dowd, którego autentyczne i fantastyczne poczucie humoru tak naprawdę „robi ten film”. Na tle ledwie poprawnych, niedoświadczonych aktorek (w tym finalista australijskiego Idola) O’Dowd jest powiewem świeżości w schemacie bezpiecznego, budującego kina familijnego. Dla jego roli, jeśli nadarzy się okazja, polecam jednak zobaczyć „The Sapphires”.
Ocena: śpiewające 5/10
DRACULA 3D
reż. Dario Argento
Pokazy specjalne
Nie da się ukryć, że ten pokaz do propozycji najwyższych lotów nie należał. I sam Dario Argento robiąc ten film, chyba sam zdawał sobie sprawę. Jego interpretacja legendy o słynnym wampirze z Transylwanii to połączenie odtwórczej dosłowności i banalnej groteski. Krew leje się nienaturalnie gęsto, aktorzy wygłaszają swoje kwestie z ceremonialną powagą, a hrabia Dracula w pewnym momencie przybiera nawet postać olbrzymiego, zielonego konika polnego – wszystko razem w 3D dodatkowo wygląda zamiast efektownie, po prostu kuriozalnie. W efekcie zamiast wysmakowanego, wyzywającego dowcipu otrzymujemy kiczowaty humor na poziomie intelektualnym popcornowej, amerykańskiej komedii. Jest jedna fajna rzecz, która mimowolnie dodaje filmowi Argento świetnego efektu komicznego. Gdy aktorzy wygłaszają swoje absurdalnie literackie, sztuczne dialogi, odnosi się wrażenie, że sami zdając sobie z tego sprawę, za chwilę wybuchnął nam w twarz już całkowicie autentycznym, niezamierzonym śmiechem.
Ocena: krwiste 5/10
***
Ranking filmowy po 3 dniach festiwalu:
1. Beasts Of The Southern Wild, reż. Behn Zeitlin
2. Amour, reż. Michael Haneke
3. Like Someone In Love, reż. Abbas Kiarostami
5. Laurence, Anyways, reż. Xavier Dolan
4. No, reż. Pablo Larraín
6. Moonrise Kingdom, reż. Wes Anderson
7. Broken, reż. Rufus Norris
8. De Rouille et D’os, reż. Jacques Audiard
9. Reality, reż. Matteo Garrone
10. Lawless, reż. John Hillcoat
11. Dupa Dealuri, reż. Cristian Mungiu
12. The Sapphires, reż. Wayne Blair
13. Paradies: Liebie, reż. Ulrich Seidl
14. Dracula 3D, reż. Dario Argento
15. God’s Neighbors, reż. Meni Yaesh
16. Antiviral, reż. Brandon CronenbergSub bbnautFlash_FSCommand(ByVal command, ByVal args)
call bbnautFlash_DoFSCommand(command, args)
end sub
Sub bbnautFlash_FSCommand(ByVal command, ByVal args)
call bbnautFlash_DoFSCommand(command, args)
end sub
Niestety nie znajduje mi Hanekego, pozostałych filmów nie mam w bazie, więc wychodzi, że to tylko recka Kiarostamiego:/
No to nie marudzić tylko dodać trzeba przecież :)
(edit: dodałem już i podmieniłem)
Ciekaw jestem Hanekego strasznie!
Sobolewski użył słowa "arcydzieło" w stosunku do filmu Haneke, ale trzeba przyznać, że Sobolewski w ostatnich latach jest bardzo łaskawy i co rusz ogląda jakieś arcydzieło. Prawa do dystrybucji "Amour" ma Gutek, więc podejrzewam, że zanim trafi do kin będzie albo filmem otwarcia, albo zamknięcia na NH. Jak ayya wpadnie na p. Romana w Cannes, to może podpytać :)
Zauważyłam, że w Cannes słowo 'arcydzieło' lubi być nadużywane.
Pieją wszyscy nad "Amour", też nie mogę się doczekać.