Cannes 2013 (odcinek 5): bracia Coen, Miike, To, Alix Jr.

Data:


..
INSIDE LLEWYN DAVIS
reż. Ethan Coen, Joel Coen
Konkurs Główny

W końcu coś w 100% warte canneńskiego konkursu! Nawet jeśli w nowym filmie braci Coen znajduje się sporo autocytatów, to mamy tu do czynienia z kinem najwyższej próby. Amerykanie tworzą sentymentalny, ale zupełnie nie cukierkowy obraz nowojorskiej sceny folk z początku lat 60., skupiając się na jednej postaci. Llewyn Davis uważa się za wyjątkowego pieśniarza, artystę, który jednak musi zmagać się z brutalną prozą życia. Jego muzyka się nie sprzedaje, chłopak nie ma na nic pieniędzy, obok grania czas spędza na poszukiwaniach kanapy, na której mógłby przenocować. Llewyn wygląda na człowieka utalentowanego i pełnego pasji, zmęczony jest jednak ciągłymi przeciwnościami losu i niezrozumieniem, z jakim spotyka się w branży. Bracia Coen fascynująco drążą temat ambiwalencji sławy – jak to się dzieje, że jednym udaje się odnieść sukces, a inni mimo talentu i miłości do muzyki, muszą ją porzucić. Ten to rzecz tyleż piękna i ujmująca, ile w gruncie rzeczy smutna i pesymistyczna (nie zdradzając losów głównego bohatera). W „Inside Llewyn Davis” jest też sporo fajnej Ameryki tamtych czasów i chyba dużo prawdziwszej niż ta z „W Drodze” pokazywanej na zeszłorocznym festiwalu.

Ocena: 7.5/10

SHIELD OF STRAW
reż. Takashi Miike
Konkurs Główny

Z cyklu pomyłki canneńskich selektorów. Takashi Miike ma na pewno bardzo charakterystyczny i od lat raczej niezmienny styl. Tworzy epickie kino gatunkowe, w którym pojawiają się przerysowane, rozbudowane (ale bynajmniej przez wcale nie skomplikowane) postacie, kiczowate sceny przemocy, karykaturalna fabuła. Nie inaczej jest tym razem. Historia o konwoju groźnego mordercy, za zabicie którego bliski jednej z ofiar zaoferował niebotyczną nagrodę, przybiera formę patetycznego thrillera policyjnego, gdzie kilku pozornie niezłomnych stróżów prawa za cel nadrzędny obiera sobie doprowadzenie przestępcy przed oblicze wymiaru sprawiedliwości za wszelką cenę. Nie ma w tym ani odrobiny realizmu, choć film udaje poważne, moralizatorskie kino, a prezentuje głębie na poziomie podwórkowej kałuży. Miike ma swoich admiratorów, ale jego nowy film to rzecz do pobocznej lub tematycznej sekcji, a nie głównego konkursu.

Ocena: 4.5/10

BLIND DETECTIVE
reż. Johnnie To
Poza konkursem – seans o północy

Dla odmiany przykład azjatyckiego kina gatunkowego, które w Cannes znalazło swoje odpowiednie miejsce w tzw. seansie o północy. Johnnie To – twórca sensacyjnego, zwykle rozrywkowego kina z Hong Kongu – na pewno nie zawiedzie miłośników filmów łatwych, przyjemnych i… azjatyckich. Historia o niewidomym detektywie, który z talentem Sherlocka Holmesa wyłapuje przestępców na ulicach wielkiego miasta to spora dawka nie tyle kryminalnych zagadek (tych jest nawet kilka, a są raczej na średnio serialowym poziomie), ile absurdalnego humoru, będącego zasługą zgrabnie poprowadzonej relacji między detektywem a młodą policjantką, która postanawia zostać jego uczennicą i asystentką. Można się pośmiać, wyjść z seansu i zapomnieć.

Ocena: 5/10

DEATH MARCH
reż. Adolfo Alix Jr.
Un Certain Regard

Dramatyczne wydarzenia z czasów IIWŚ, kiedy to japońscy żołnierze po zwycięskiej bitwie pod Bataan w 1942 r. wzięli w niewolę kilkadziesiąt tysięcy amerykańskich i filipińskich żołnierzy, a następnie w okrutnych warunkach kazali maszerować przez kraj zainspirowały młodego twórcę z Filipin, by je odtworzyć we własny, oryginalny sposób. Owa wyjątkowość polega na tym, że Alix Jr. postanowił zaoszczędzić na scenografii, a więc cała jego historia rozgrywa się w umownej, klaustrofobicznej przestrzeni przypominającej nieco studio Domowego Przedszkola (papierowe drzewa, folia udająca wodę etc.). Można by to przeboleć, gdyby nie okropna bezbarwność postaci wyróżnianych ze zbiorowości żołnierzy, nieznośne i karykaturalne wątki z halucynacjami, a ponadto straszliwie nużąca repetycja scen, motywów i środków wyrazu. Bardzo mocny kandydat do najgorszego filmu festiwalu.

Ocena: 2/10

***
Festiwalowa lista przebojów:
1. Inside LLewyn Davis, reż. Ethan Coen, Joel Coen
2. Le Passé, reż. Asghar Farhadi
3. Kongres, reż. Ari Folman
4. Borgman, reż. Alex van Warmerdam
5. The Bling Ring, reż. Sofia Coppola
6. The Missing Picture, reż. Rithy Panh
7. Jeune & Jolie, reż. François Ozon
8. Fruitvale Station, reż. Ryan Coogler
9. Like Father, Like Son, reż. Koreeda Hirokazu
10. Jimmy P., reż. Arnaud Desplechin
11. Bends, reż. Flora Lau
12. Grand Central, reż. Rebecca Zlotowski
13. For Those In Peril, reż. Paul Wright
14. Blind Detective, reż. Johnnie To
15. Heli, reż. Amat Escalante
16. Shield Of Straw, reż. Takashi Miike
17. Death March, reż. Adolfo Alix Jr.

:) W końcu 2 :D i nawet 4,5 się znalazło.

Swoją drogą Miike potrafi zrobić genialne dwuznaczne kino. Trylogia "Dead or Alive" to naprawdę świetna rzecz. Generalnie jednak Miike lubię mocno w kratkę.

Czyli mamy połowę filmów za nami, a dopiero 1 film godny konkursu (moim zdaniem Fargadi też w pełni zasługuje na obecność, choć na nagrody nie).

Kasia nie lubi Miike, więc ocenia nisko. Pewnie obejrzała tylko dlatego, że był w Konkursie Głównym, a inaczej by sobie odpuściła. Dobrze więc, że odpuściła Jodorowskiego :) Nie mogę się doczekać jego najnowszego filmu, mam nadzieję, że Roman Gutek ściągnie go do Wrocławia. Drugi film z Cannes, którego wypatruję to Kongres. No i oczywiście nowy Refn :) Tyle o nim szumu już od roku...

Akurat wiele osób nawet lubiących Miike komentuje, że to jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy, jego film. Wiele uważa go za najgorszy film konkursu. Nie widziałem, ale chyba jednak coś jest na rzeczy...

Ja (z oczywistych względów) najbardziej czekam na Grisgris. Jutro pierwsze pokazy.

Poza tym rzeczywiście Refn. Film Sorrentino ponoć świetny (na miarę propozycji Coenów).

Bardzo ciekawy może być film chiński. No i zastanawia Polański - ze Spielbergiem w Jury olbrzymie szanse na Złotę Palmę. Poza tym nic mnie za bardzo już nie wkręca. W Jarmuscha nie wierzę, ale zobaczymy...

"Najgorszy"... hmm... ciekawe, czy ci "lubiący" widzieli wszystkie filmy Miike (a jest ich ponad 80), że się porywają na tak skrajną ocenę. Średnia ocena na imdb (6.1) sugeruje, że to raczej film na poziomie przeciętnym (jak pewnie zresztą większość filmów Miike).

Przeczytałem jeszcze kilka zagranicznych recek "Blind Detective" i to jest jeden z tych tytułów, o których czym więcej czytam negatywnych opinii tym bardziej chcę zobaczyć. Z opisów film brzmi ciekawie, trailer też świetny. Mimo wielu negatywnych recenzji, dla mnie to będzie obowiązkowy seans.
Natomiast nowy film Miike niestety nawet trailer ma mało zachęcający. Swoją drogą Miike w ciągu ostatnich paru lat nie zachwyca tak jak kiedyś, a pozycję najciekawszego japońskiego reżysera jak dla mnie bezdyskusyjnie przejął Sono.

Mnie zawsze zadziwiało, że najlepszy okres filmowy Miike miał wtedy jak rąbał po 5-6 filmów na rok. Teraz rąbie tylko 2-3 i zrobił się mniej ciekawszy... Może za długo analizuje teraz swoje szaleństwo?

Kiyoshi Kurosawa: W Polsce pokazywano chyba tylko jego bardziej standardowy dramat "Tokijską sonatę", który był w Cannes w 2008 roku, "Puls" i thriller "Charyzma". Najbardziej znany film to horror "Puls" (fajna odtrutka na 'filmy z czarnowłosymi duchami', ale nie jest to też wybitny film).

Kręci dużo mniej filmów niż Sono czy Miike. Teraz miał 5 lat przerwy i wraca z nowym filmem w tym roku.

Najmocniej polecam "Cure", czyli podskórnie niepokojący thriller o psychopacie - moim zdaniem dzieło na miarę "Siedem". Jeśli "Cure" cię nie zafascynuje to odpuść sobie Kiyoshi Kurosawę.

Kurosawę oczywiście kojarzę, ale jakoś zawsze odkładam jego filmy na później. "Cure" nawet mam na DVD, muszę w końcu wrzucić kiedyś do odtwarzacza. Z resztą nawet jak mi się nie spodoba, to i tak mu nie odpuszczę, bo muszę obejrzeć jego filmy z lat 80.

No dobrze, "Cure" na wishlistę, coś dobrego z Azji zawsze chętnie. Tylko proszę nie zaczynać o Godzilli. :)

Co do Miike to nie widziałam tych jego najbardziej kultowych filmów (Dead or Alive i Ichi the Killer), ale też nigdy się w zasadzie na nim specjalnie nie zawiodłam. Bijitâ Q i Audition to kino może i dziwne, ale na pewno ciekawe, a 13 Assasins i nowelka w Three Extremes są i klimatyczne, i estetyczne. Bardzo chętnie obejrzałabym też Ace Attorney, bo zdaje się, że szturmem zdobył ostatni WFF.

Co do konkursu to filmy, na które liczę, dopiero będą, ale poza Coenami to Farhadi dał radę, i ten holenderski film. Chociaż patrząc na nazwiska, to dobry konkurs na papierze.

Nie jestem fanką Miike, choć rok temu był poza konkursem i też go widziałam (z braku laku w tym bloku godzinowym wtedy). Prawda, że kino azjatyckie to nie moja bajka. Tak sama z siebie go nie oglądam, tylko na festiwalach, ale np. na ostatnich Pięciu Smakach dużo rzeczy mi się podobało, łącznie z jedną bajką o sztukach walki. Odpuściłam jeden azjatycki film w konkursie, bo zalatywał mi z opisu chińskim Inarritu, a tu się okazuje, że w typowaniach do nagród jest drugi za Coenami:/ Moje lubienie w przypadku Miike ma jednak drugorzędne znaczenie, bo naprawdę to będzie jeden z najgorszych filmów w konkursie głównym.

Azjatyckie kino nie obniża lotów, ale selektorzy tych największych festiwalów mają jakieś lewe ręce do tego kina. Rok temu w Cannes te azjatyckie filmy też były bardzo przeciętne przecież. Chyba wyjątkiem jest Wenecja, gdzie zdarzył się Sono ze 2 razy ostatnio w konkursie. Sono to chyba mój ulubiony, azjatycki twórca, jeśli chodzi o kino z pogranicza, sensacji, kryminału, thrillera.

Na razie potwierdza się, że Francuzi w konkursie pro forma. Średni Ozon, a poza tym beznadziejny Desplechin i obraz Valerie Bruni, który został brutalnie wszem i wobec zjechany.

Honoru francuskiego kina będą zatem bronić Polak (Polański), Irańczyk (Farhadi) i Tunezyjczyk (Kechiche). No chyba, że nieznany bliżej Arnaud des Pallières zadziwi...

A z Kechichem to akurat wiążę duże nadzieje.

Pewnie, że tak :) Tak tylko piszę, że 'francuskie kino' na Cannes posiłkuje się imigrantami, żeby nie wypaść blado. Akurat Kechiche jest 'najbardziej francuski' z tej całej gromady, jako że wychował się we Francji (choć sam siebie określił kiedyś w wywiadzie jako Tunezyjczyka mieszkającego we Francji i ponoć prosił np. w Wenecji, żeby określano go mianem tunezyjskiego reżysera).

Pogłoski chodzą, że w tym roku walka o gejowską palmę będzie zacięta: Soderbergh vs Kechiche.

Ja w ogóle nie ogarniam o co chodzi z tymi homokonkursami na wszystkich wydawałoby się poważnych festiwalach filmowych. Cannes, Berlin, Wenecja, kto wie gdzie jeszcze. Czy miłość gejowska jest naprawdę najciekawszym tematem filmowym, że wszędzie musi być w tej tematyce osobna nagroda?

To raczej dlatego, że wcześniej jej nie było. ;P Chodzi pewnie o promowanie równości; w zwykłych kategoriach teoretycznie też mogłyby wygrywać, ale właśnie teoretycznie. Szkoda tylko, że czasem kiepski film dostaje nagrodę przede wszystkim za temat (jak "Wszystko w porządku"), a jest mnóstwo bardzo dobrych filmów, które są jednocześnie o lgbt ("80 dni" na przykład). :)

"Czasem" to delikatnie powiedziane ;) Te nagrody są zbędne, ponieważ w ten sposób nikt nic nie jest w stanie osiągnąć, co najwyżej twórca zostanie zaszufladkowany. Festiwale są chyba po to by promować i otwierać nowe możliwości filmowcom, a nie je zamykać.
Bajdełejem zdaje się że w Cannes praktyka nagradzania bardzo dobrych filmów o tematyce lgbt była taka, że to reżyser a nie film dostawał Złotą Palmę ("Happy together", "Wszystko o mojej matce").

Tym bardziej, że o nagrodę walczą zazwyczaj max 3-4 filmy... co to za konkurencja?

Tak na marginesie tuż przed festiwalem Neil Young (znany spec od zakładów filmowych) największą szansę na Złotą Palmę dał "Grisgris" Harouna z Czadu. Byłaby to pierwsza afrykańska Złota Palma od 1975 roku.

A mie wcurwia, że "Piety" do tej pory nie było w polskich kinach! Co za syf!

Była, tylko trzeba było na Wiosnę Filmów przyjechać. :P

Jak nie przyjedziesz w tym roku na NH, to Cię zablokuję na Fejsbuku ;0)

Ale ma być do wakacji chyba, albo mi się zdawało.

Dodaj komentarz