Cannes 2015 (odcinek 1): Mad Malony

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Wybór filmu otwarcia tegorocznego festiwalu w Cannes w porównaniu do efektownych i pełnych glamour lat ubiegłych był bardzo skromny. Z jednej strony, reżyserka nie jest ani szczególnie znana, z drugiej – sama historia jest średnio efektowna.

„La Tete Haute” zaczyna się całkiem obiecująco. Do sędzi sądu rodzinnego przychodzi matka z dwójką małych dzieci. Niechętna instytucjonalnej kontroli, emocjonalnie niestabilna i zrozpaczona sugeruje, by to urzędnicy zajęli się starszym synem, bo – jak w przypadku jego ojca – siedzi w nim diabeł. To właśnie Malony, który na przestrzeni lat wyrośnie na niezłego łobuza, funkcjonującego od jednego wybuchu złości i agresji do następnego. Do sądu rodzinnego chłopiec powróci wielokrotnie na różnych etapach swojego życia, zaś przez większość filmu będziemy oglądać jak tej „gorącej głowie” będą się starali pomóc różni urzędnicy. Szczególnie oddani sprawie i zaangażowani w los nie tylko tego konkretnego dziecka, ale i całej masy innych nieletnich, którzy trafili w machinę systemu resocjalizacji.

Trzeba oddać Emmanuelle Bercot, że z iście dokumentalną precyzją pokazała, jak w przypadku wyjątkowo krnąbrnych nieletnich chuliganów działa francuskie państwo i jego dedykowane do tego instytucje. Nie ocenia tych działań, więc też ich nie krytykuje. Pokazuje natomiast coś innego, o czym kino społeczne często zapomina. Za każdą jednostkową sprawą trudnego dziecka stoją w pierwszym rzędzie ludzie, a nie system i jego przepisy. Z jednej strony mamy matkę Malony’ego, która jest bez wątpienia rodzicem zarówno toksycznym, jak i kochającym. Z drugiej – mądrych urzędników, wielokrotnie dających chłopcu szansę rehabilitacji, mimo że on sam ich bynajmniej do tego nie zachęca.

W „La Tete Haute” w jego epizodycznej i nie do końca przemyślanej strukturze miesza się estetyka bycia blisko ludzkich spraw ala bracia Dardenne, brnięcie w nadto pozytywne wątki i postacie jak w bardzo często szukającym wymuszonego i krzepiącego happu endu kinie amerykańskim (ale to też czasem może się udać jak w kapitalnym „Short Term 12”) czy sądowy dramat, gdzie historię bohatera poznaje się z sądowych akt i zeznań. To całkiem solidne kino, w którym widać tyleż potencjału jego twórców, ileż wszystkie ich braki. Bercot powiedziała, że do nakręcenia „La Tete Haute” zainspirowała ją wizyta w jednym z resocjalizacyjnych ośrodków, gdzie pracował jej krewny. Reżyserka to zatem ktoś, kto do tego świata wpadł na chwilę i ma status zdystansowanego statysty. To perspektywa naznaczona błędem i niedokładnością obserwacji. Na pewno jednak Bercot świetnie trafiła z obsadą. Fantastycznie w roli Malony’ego wypadł debiutującym na dużym ekranie Rod Paradot, klasę pokazali Catherine Deneuve i Benoit Magimel, którego krytycy już zdążyli okrzyknąć francuskim Seanem Pennem. I – powiedzmy sobie szczerze – to zapewne obecność ciągle efektownej ikony francuskiego kina w tym projekcie sprawiła, że „La Tete Haute” dostąpiło zaszczytu premiery na czerwonym dywanie.

Zwiastun: