Amerykańskie kino niezależne każdego roku ma swoich solidnych reprezentantów na WFF. Nie inaczej jest na 28. edycji – w programie poszczególnych sekcji znalazły się m.in. wyróżnione nagrodą publiczności w Sundance „Sesje”, laureat Teddy Award z Berlina „Zostań ze mną”, zbierające świetne recenzje za Oceanem „Witajcie w Pine Hill” oraz „Gwiazdeczka” z ezoteryczną wnuczką Ernesta Hemingwaya w roli głównej.
Droga „Sesji” na kinowe ekrany (film w Stanach miał swoją premierę 19 października) po sukcesie w Sundance była kręta i wyboista. Jej najbardziej widocznym efektem jest tytuł – w styczniu było to jeszcze „The Surrogate”, dziś już oficjalnie film stał się „Sesjami”. Napisany i wyreżyserowany przez Bena Lewina scenariusz o cierpiącym na polio Marku O’Brienie, który w wieku trzydziestu kilku lat, przykuty do łóżka i uzależniony od pomocy profesjonalnych opiekunów zaczyna zmagać się z własną seksualnością, bazuje na prawdziwej historii. Główny bohater to postać autentyczna, podobnie jak reszta skupionych wokół niego osób. „Sesje” – zgodnie zresztą z tytułem – pokazują proces, w którym Mark, nie mogąc w naturalny sposób nawiązać jakiejkolwiek intymnej relacji z kobietą, korzysta z usług specjalnej seks terapeutki. Cheryl ma go wprowadzić nie tylko w teoretyczne tajniki fizycznej, damsko-męskiej relacji, ale przede wszystkim podczas spotkań ma pomóc Markowi w praktycznym odkryciu przez niego seksualnych możliwości własnego ciała. Terapeutka zatem w trakcie sesji musi też wcielić się w rolę kochanki swojego pacjenta.
Skupiając się na osobliwym związku Marka i Cheryl, a także relacjach niepełnosprawnego mężczyzny z otoczeniem, do których należą regularne spotkania w kościele z księdzem (Mark relacjonuje mu postępy w terapii ze wszystkimi szczegółami), dziennikarska i poetycka działalność bohatera czy też próby stworzenia więzi z kobietami, w których Mark się zadłużył, Benowi Lewinowi udała się rzecz kapitalna – wyjście poza schemat ciepłego, budującego biopicu o walce z przeciwnościami losy. Duża w tym zasługa samego O’Briena (gdy film powstawał, mężczyzna już nie żył), który był człowiekiem inteligentnym, bystrym, otwartym i obdarzonym ogromnym poczuciem humoru. W „Sesjach” znalazło się także miejsce na ważną refleksję związaną z niepełnosprawnością, odkrywając prostą prawdę – takie osoby też mają seksualne potrzeby i są one jak najbardziej naturalne oraz właściwie (Mark nim zdecyduje się na seks terapię, potrzebuje błogosławieństwa księdza, by mieć przekonanie, że nie robi nic złego). Historia Marka O’Briena jest niezwykła i mądra. Dobrze, że Ben Lewin umiał tej niezwykłości nie zepsuć i nie zbagatelizować.
Niespodziewana przyjaźń samotnej staruszki Sadie i młodej, wschodzącej gwiazdy filmów dla dorosłych Jane to najważniejszy wątek „Gwiazdeczki”. Bohaterki poznają się podczas domowej wyprzedaży, kiedy to Jane kupuje od starszej pani termos, w którym w domu znajduje kilka tysięcy dolarów. Dziewczyna chce znalezisko zwrócić, ale antypatyczna sprzedawczyni nie chce jej nawet wysłuchać. Kierowana poczuciem winy Jane postanawia się wykonywać dla staruszki szereg drobnych sprawunków, zacząwszy od podwożenia Sadie na zakupy do supermarketu. W relacji ze starszą panią Jane odnajduje nie tylko nić porozumienia (obie są bardzo samotne), której zdaje się nie mieć ze swoimi rówieśnikami, ale przede wszystkim zwyczajną, niemalże rodzicielską rutynę, za której tęskni i jakiej najwidoczniej niewiele w życiu doświadczyła. Największą ozdobą „Gwiazdeczki” jest piękna wnuczka Ernesta Hemigwaya, Dree, której urodę i atrakcyjność reżyser Sean Baker potrafił w stu procentach wykorzystać, nawet jeśli trochę kradnie jej show nieodłącznie towarzyszący bohaterce mały piesek.