Na horyzoncie widziałam... (5/2013)

Data:


.
PŁYNĄCE WIEŻOWCE
reż.Tomasz Wasilewski
MIĘDZYNARODOWY KONKURS NOWE HORYZONTY

Polska premiera i tym bardziej przykuwająca wzrok, bo po raz pierwszy od wielu lat w konkursie na NH pojawiła się rodzima produkcja. Dodatkowo świeżo wyróżniona jedną z nagród w Karlovych Warach. Młody reżyser, Tomasz Wasilewski, chwali się, że jako jeden z pierwszych w polskich kinie tworzy film, którego głównymi bohaterami są homoseksualiści. Tak jednak nie do końca. Jeden z chłopaków faktycznie deklaruje, że jest gejem, drugi natomiast (oczywiście wyjątkowo męski sportowiec) – dopiero odkrywa swoją fascynację tę samą płcią i przeżywa przy tym takie katusze, że cierpienia młodego Wertera przy tym to jakaś błahostka. „Płynące Wieżowce” są niczym „Romeo i Julia”, gdzie na drodze parze kochanków staje wiele niekorzystnych okoliczności, więc ich historia musi skończyć się tragicznie. Najbardziej tragiczne jest jednak to, że film Wasilewskiego, jego głębia i oryginalność scenariusza, są na poziomie typowej, polskiej, łopatologicznej telenoweli, w której zamiast heteroseksualnego chłopaka o aparycji któregoś z braci Mroczków, pojawia się homoseksualny, zagubiony gość o wyglądzie kibola z Łazienkowskiej. Dramatyczna jest większość dialogów i drugoplanowych postaci, a najbardziej trafną recenzję „Płynących Wieżowców” wystawia jeden z drugoplanowych bohaterów podczas rodzinnego obiadu – Wasilewski był najgorszy.
NIEZNAJOMY NAD JEZIOREM
reż. Alain Guiraudie
MIĘDZYNARODOWY KONKURS NOWE HORYZONTY

Na przeciwległym biegunie kina spod znaku LGBT od Wasilewskiego znajduje się ta skromna, a jakże mądra, przemyślana i czasem szczerze dowcipna opowieść rozgrywająca się w mikroświecie gejów z prowincji, którzy wakacyjny, leniwy czas zabijają, spędzając go nad malowniczym jeziorem. Opalają się, pływają i uprawiają przygodny seks w pobliskim lesie, co jest tutaj czymś bardzo naturalny, niewstydliwym i nie budzącym zgorszenia. W takich okolicznościach znalazło się miejsce na uczucie, namiętność, mroczną tajemnicę, przyjaźń. Alain Guiraudie imponuje nie tylko odwagą w pokazywaniu scen miłosnych, ale też w opowiadaniu o relacjach, jakie funkcjonują w tej hermetycznej społeczności. Te najmocniej charakteryzuje policyjny inspektor, zarzucając bywalcom okolic jeziora egoizm, powierzchowność, znieczulicę. Ale dzięki postawie głównego bohatera filmu widać, że nie wszystko jest takie proste i oczywiste.

RAJ: NADZIEJA
reż. Ulrich Seidl
PANORAMA

Chyba najbardziej przystępna i najlżejsza ze wszystkich części kąśliwej trylogii na współczesne, austriackie społeczeństwo. Tym razem Seidl skupia się na najmłodszej bohaterce – córce pamiętnej turystki z „Miłości”, Melanie. Otyła nastolatka podczas pobytu matki w Afryce udaje się na obóz odchudzający, gdzie dochodzi do całej masy kuriozalnych sytuacji, acz w sumie typowych dla dzieciaków w wieku Melanie. Choć „Nadzieja” dostarcza masę śmiechu za sprawą nie tylko nieodpowiedzialnej, głupawej dziewczyny, ale też wyjątkowo irracjonalnych, dorosłych bohaterów, też jest w gruncie rzeczy filmem dość surowym, gorzkim, satyrycznym. Daje się tu kopniaka rodzinie (Melanie i jej koleżanki są wychowywane przez samotne matki), kultowi piękna, inteligencji współczesnej młodzieży, a że w przeciwieństwie do niestrawnej „Wiary” i nużącej „Miłości” naprawdę fajnie się „Nadzieję” ogląda, tym lepiej!

3X3D
reż. Jean-Luc Godard, Peter Greenaway, Edgar Pêra
PANORAMA

Dla Europejskiej Stolicy Kultury 2012 – Guimarães, trzej twórcy stworzyli własne opowieści techniką 3D. Peter Greenaway w swoim epickim, barokowym stylu oprowadza widza po portugalskim mieście, przedstawiając najważniejsze postacie z nim związanie i wydarzenia z jego bogatej historii. Przybiera to formę znakomitego, wirtualnego przewodnika. Francuski mistrz Nowej Fali zrobił natomiast chyba najbardziej płaski film 3D od czasów wynalezienia tej techniki. Tradycyjnie jak na niego bardzo ciężki, wielopoziomowy i nie do przetrawienia po jednym podejściu. Trzeci, najmniej znany twórca z tej trójki, Edgar Pêra, posadził nas zaś na fotelu absurdalnej sali kinowej, na nowo definiując i tworząc własne, zupełnie nowe pojęcia związane ze sztuką filmową i pojęciem widza. Interesująca ciekawotska, ale nic poza tym.

ZNIKAJĄCE FALE
reż. Kristina Buožytė
PANORAMA

Raczej bardzo rzadko mamy okazję oglądać filmy kręcone w Litwie – taka nadarzyła się na wrocławskim festiwalu. „Znikające Fale” prezentują się bardzo korzystnie – to technicznie nienaganne, profesjonalnie kino, ale niestety na tym wszystkie jego zalety się kończą. Sympatyczna reżyserka zza naszej wschodniej granicy nie obroniła się w estetyce science-fiction, bo nic naprawdę się tu kupy nie trzyma. Główny bohater jest członkiem zespołu naukowców, prowadzących badania nad ludzkim mózgiem. Podczas jednego z eksperymentów łączy się z umysłem zapadłej w śpiączkę dziewczynie, z którą nawiązuje dziwaczny kontakt. Gdzieś to zalatuje wariacją na temat „Incepcji”, ale niewiele rzeczy ma w „Znikających Falach” sens, filmowi dodatkowo nie pomaga też wyjątkowo antypatyczny, główny bohater.