.
HALLEY
reż. Sebastián Hofmann
PANORAMA
Świetny pomysł i niezłe, frapujące wykonanie opowieści o tym, jak człowiek może być niewolnikiem własnej, prawie zawsze subiektywnie niedoskonałej cielesności. Beto jest ochoniarzem na siłowni, codziennie obserwuje rytuały, jakie na swoim ciele wykonują klienci tego przybytku. Sam mężczyzna ma zupełnie inny problem niż fałdki na brzuchu – jest martwy, a jego ciało coraz mocniej się rozkłada. Beto każdego dnia wykonuje drobiazgowe czynności na własnej skórze, by nadać jej jak najbardziej witalny wygląd, ukrywając fakt gnicia przed światem. Meksykański reżyser mimo wątpliwej urody scen higieny głównego bohatera, świetne zarysowuje paralelę między sytuacją Beto a ludźmi wokół niego, którzy również z często nadmiernym pietyzmem dbają o własne ciało, stając się niejako niewolnikami powierzchowności i pozoru. „Halley” to też ładny film o samotności, która z taką samą intensywnością doskwiera nieżywemu, rozkładającemu się mężczyźnie, jak i tym pięknym, dbającym o urodę jednostkom.
SENADA
reż. Danis Tanović
PANORAMA
Boleśnie realistyczne kino o romskiej rodzinie tytułowej Senady, utrzymywanej przez jej męża ze zbierania złomu, mieszkającej w biednej wiosce na dalekiej prowincji Bośni i Hercegowiny. Życie małżeństwa i ich dwóch córek toczy się niespiesznie, bez użalania się nad własnym, ciężkim losem. Spokój ich egzystencji burzy dopiero choroba Senady, a że niestety romska rodzina nie posiada ubezpieczenia, nikt więc nie chce podjąć się wykonania zabiegu, narażając tym samym życie kobiety. Aktorami w filmie Tanovicia są ci sami ludzie, którzy na własnej skórze doświadczyli bezduszności państwowych instytucji, odgrywają więc historię z własnego życia. Film pokazuje jedną piękną rzecz – nawet w beznadziejnej sytuacji można zachować w sobie przyzwoitość i być po prostu dobrym człowiekiem, co udowadnia mała, romska społeczność. Nie jest jednak szczególnie porywającym dziełem i na pewno brakuje mu klimaty „To Tylko Wiatr”, które było i lepsze, i bardziej poruszające. Ciekawe, że na festiwalu w Berlinie drugi raz z rzędu jedną z nagród zgarnia realistyczne kino o wykluczonych cyganach. Przypadek? Nie sądzę.
SPOKOJNI
reż. Ricky Rijneke
MIĘDZYNARODOWY KONKURS NOWE HORYZONTY
Kino z gatunku snującego się. Enigmatyczna kobieta błąkająca się po różnych miejscach – po polu, po nabrzeżu, po statku, zanurzająca się we własne cierpienie po stracie bliskiej osoby. Ból uwalnia w niej znieczulicę, tęsknota rodzi zobojętnienie, a samotność i melancholia odizolowują od świata zewnętrznego. I co z tego? Skoro jest to tak okropnie egzaltowane, sztuczne, beznamiętne kino, pozbawione wyrazistości, oparte na usypiającej narracji i ładnych, acz totalnie obojętnych obrazkach. Minimalistyczne filmy o stracie i cierpieniu mogą być interesujące i przekonywujące, ale tutaj odnoszę wrażenie, że raczej za wszelką cenę widza postanowiono uśpić, a niekoniecznie przekonać o smutnym losie głównej bohaterki.
HIDE YOUR SMILING FACES
reż. Daniel Patrick Carbone
PANORAMA
Intrygująca ciekawostka, bo z jednej strony mamy tu do czynienia z onirycznym kinem młodzieżowym, z drugiej – ze skromnym filmem psychologicznym. Młody , amerykański reżyser pokazuje prowincjonalną, nieco odcięta od świata społeczność młodych chłopców oraz ich nieco nieobecnych dorosłych, którzy nagle i niespodziewanie muszą zmierzyć się ze śmiercią, ze stratą i bólem po kimś bliskim. Carbone w dość poetycki i niewymuszony, a wręcz naturalny sposób portretuje różne odcienie tego cierpienia, w skromnym w sumie filmie odkrywając paletę pięknych emocji. Jak na kino młodzieżowe, „Hide Your Smiling Faces” jest jednak trochę zbyt ciężkie i poważne, a jak na te bardziej dorosłe, psychologiczne – za bardzo subtelne i błahe. Takie zawieszenie jednak wcale filmowi nie szkodzi, stanowi bowiem bardzo nieśmiały, delikatny szkic do nowego rodzaju kina – wyzbytego infantylności i oczywistości historii dla młodego widza, w której wartość z powodzeniem może odkrywać także widz dorosły.