Najsmutniejsze wspomnienia są czarno-białe

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Reżyser z przeszłością (krytyka), Miguel Gomes, przyznaje się, że najbliższe jego sercu są stare, amerykańskie, klasyczne filmy i kino nieme, w szczególności dzieła F.W. Murnaua. Nad „Tabu” unosi się duch tych fascynacji portugalskiego twórcy, jednakże nagrodzony w Berlinie film jest zdecydowanie czymś więcej niż prostym hołdem klasyce. Gomes wykorzystując niektóre elementy z estetyki starych filmów, tworzy coś nowego i świeżego.

„Tabu” podzielone jest na dwie części. Pierwsza nosi tytuł „Raj Utracony”, rozgrywa się w całkiem współczesnej Lizbonie. Pilar – samotna kobieta w średnim wieku, prowadzi proste życie. Bierze udział w akcjach społecznych, ma zamiar gościć w domu polską młodzież z Taize. Jednak najbardziej niebanalnym elementem jej życia jest przyjaźń z ekscentryczną, starszą sąsiadką, Aurorą, która mieszka z czarnoskórą opiekunką. Pewnego dnia Aurora umiera, jednak na łożu śmierci prosi o odnalezienie tajemniczego mężczyzny. Okazuje się, że jest to dawny kochanek zmarłej, który postanawia opowiedzieć kobietom historię Aurory. Ta część „Tabu” – jak cały film czarno-biała – toczy się niespiesznie, wręcz flegmatycznie. Nie stanowi zwyczajnej zapowiedzi retrospektywy, na którą składa się część druga.

Wspomnienia Gianluci (zatytułowane „Raj”) przenoszą nas do bliżej niezidentyfikowanej, afrykańskiej kolonii, w której wychowała się Aurora. Później jako dorosła kobieta prowadziła tu wystawne, eleganckie życie, spędzając czas na polowaniach na egzotyczne zwierzęta i bawiąc się na oryginalnych przyjęciach. Aurora w Afryce poznała też swojego męża, w końcu małżeństwo oczekiwało dziecka. Będąc już w ciąży, kobieta poznała Gianlucę – wówczas bawidamka, który tutaj skrył się przed nieudanymi romansami z zamężnymi kobietami na kontynencie. Wraz z przyjacielem utworzyli zespół, grając głównie na przyjęciach bogatych przybyszów z Europy. Gianlucę i Aurorę połączył płomienny romans i wielka miłość, oboje zdawali sobie jednak sprawę, że nie ma przed nimi wspólnej przyszłości. Ich krótki, intensywny związek zakończyła zbrodnia, która na zawsze zmieniła życie kochanków i zakończyła afrykańską idyllę Aurory.

To właśnie część „Raj” w „Tabu” jest najbardziej niezwykła. Aktorzy nic nie mówią, słyszymy jedynie narrację Gianluci, odgłosy Afryki, muzykę jego zespołu – w tym portugalską wersję przeboju „Be My Baby”. „Tabu” jest niczym innym jak nostalgicznym melodramatem o wielkiej, niespełnionej miłości, ale podobnie jak „Artysta” czy z drugiej strony „Drive” stworzonym przez romantycznego, kreatywnego kinofila. Dlatego film Gomesa jest dziełem tak ujmującym i oddziałującym na wyobraźnię, mimo sięgania po staroświeckie środki wyrazu, od których kino odeszło dawno temu. Do rangi wyjątkowego symbolu urasta w „Tabu” mały krokodyl – ulubiony zwierzak Aurory i samego reżysera, uosabiający przeszłość i beznadziejną tęsknotę za czasami bezpowrotnie minionymi. Dla bohaterki filmu za utraconym kochankiem, dla Miguela Gomesa za ukochanym kinem niemym.

Film pokazywany w sekcji Panorama na festiwalu Transatlantyk.

Zwiastun: