Pięc Smaków 8: fatalne zauroczenie

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Naprawdę nie jestem w stanie traktować poważnie filmów, w których pod pretekstem łamania społeczno-obyczajowego tabu, dzieją się rzeczy rodem z nonsensownej operetki. Niemniej ja tam kupuję tą raczej nieświadomą, komediową konwencję "Nocnego Lotu", na którym - tak po ludzku - doskonale się bawiłam.

My mieliśmy swoje "Płynące Wieżowce", przecierające szlaki w polskim kinie LGBT, Koreańczycy mają Leesonga Hee-il i jego filmy. Zaznaczmy jednak od razu: choć nie do końca udany "Nocny Lot" jest pod każdym względem lepszy od koszmarnego dzieła Tomasza Wasilewskiego, który postanowił przenieść własne doświadczenia z "Barw Szczęścia" na niezaorany grunt rodzimego kina queerowego. Ta wyższość wiąże się m.in. z chyba niezamierzonym zabiegiem azjatyckiego twórcy, w wyniku którego przy odrobinie dobrej woli i nie najgorszego nastroju "Nocny Lot" można potraktować jako klawą komedię. Leesong Hee-il tak nieporadnie miesza estetykę dramatu o bullyingu w szkole, cukierkowe teen love story i wątki queerowe, że aż jest to aż fajne.

Główny bohater "Nocnego Lotu" to nastoletni homoseksualista, w pełni świadomy swojej seksualnej tożsamości i nie mający z nią większych problemów. Oczywiście homoseksualizm w Korei nie jest powodem do dumy i manifestacji - jego zdemaskowanie może przyczynić się do szykan i dokuczliwości, zapewne też do palenia tęcz, ale nie to martwi Yong-ju. Głowę chłopakowi zaprząta Gi-woong - szkolny buntownik, lider tamtejszych osiłków, wraz z kolegami znęcający się nad rówieśnikami, w którym Yong-ju po prostu szczeniacko się zabujał. Z pozoru wydaje się, że tę dwójkę niewiele łączy i nie ma szans na jakąkolwiek relację między chłopakami, ale ten nieszczęśliwie zakochany ma jednego asa w rękawie. Jest nim stary but i kilka zdjęć przechowywanych w gustownym, kartonowym pudełku - dowód dziecięcych upokorzeń Gi-woonga i łączącej ich niegdyś przyjacielskiej znajomości. Wiadomo, że takie niespodzianki, odkrywane po latach, potrafią zmiękczyć serce największego brutala.

Gdzieś pomiędzy dość okrutnymi scenami szkolnej przemocy i prześladowań słabszych przez tych bardziej bezpośrednich, odważnych kolegów, Leesong Hee-il ładnie wkomponował sielskie sceny wypadów za miasto czy romantycznych wieczorów spędzanych na rozmowach w zamkniętym klubie gejowskim. Co z tego, że te dyskusje są przekomicznie, szczególnie słowa wypowiadane przez Yong-ju brzmią, jakby nastolatek cytował piosenki Miley Cyrus. Właśnie ta karykaturalna i nieznośna postać naiwnego, beznadziejnie zakochanego młodego homoseksualisty w dużej mierze zadecydowała o tym, iż "Nocny Lot" stracił swoją dramatyczną powagę na rzecz niewyszukanej komedii o nastolatkach. Konsekwentnie w tę rozrywkową konwencję wpisała się tylko postać matki Yong-ju, która gdy tylko pojawia się na ekranie, rzuca w stronę syna kapitalne komentarze i świetne złote myśli rodem z sitcomu "Modern Family". Jej totalnym przeciwieństwem jest jeden z nauczycieli, który sam siebie stawia w roli, jaką w "Młodych Gniewnych" przybrała postać grana przez Michelle Pfeiffer, mówiąc, że był w wojsku, bije uczniów książkami i linijką oraz rzuca w ich stronę sporo ordynarnych słów. Bo jest cool i nie boi się ładnych chłopców w czystych mundurkach. Duże gratulacje dla Leesonga Hee-il za stworzenie tak rozbrajających postaci dorosłych (i mówię to bez krzty ironii!).

W ostatecznym rozrachunku w "Nocny Lot" to film o zdradzonych ideałach. Bo rozczarowani i zdradzeni czują się właściwie wszyscy chłopcy, którym postawa ich bliskiego kolegi sprawiła niemały zawód. Jeden nie może znieść, że przez lata kumplował się z gejem. Drugi, że największy awanturnik w szkole i wzór młodzieńczego buntu może z dużą sympatią odnosić się do homoseksualisty. I tak dalej. To, czego w filmie mi zabrakło, to bardziej ożywczego finału - jakieś rozpierduchy w stylu Takashi Miike'ego czy krwawego spektaklu na wzór Siona Sono. Tak to pozostaje tylko ta absurdalna komedia młodzieżowo-romantyczna. Nawet jeśli Leesong Hee-il miał inne plany względem swojego filmu, ja się cieszę, że nie do końca wszystko mu wyszło po jego myśli.

"prześladowań słabszych przez tych bardziej bezpośrednich, odważnych kolegów"
Matko. Nie wiedziałam, że dzięki prześladowaniu słabszych można sobie wyrobić opinię człowieka "bezpośredniego i odważnego".

Trudno posługiwania się pięściami nie zaliczać do zachowań bezpośrednich.
Matka Esme walczy ze szkolnymi patologiami?

Na razie z przedszkolnymi. Po prostu dawno nie natknęłam się na umieszczanie szkolnej przemocy w kontekście pozytywnym. To takie odświeżające.

Bo cały ten film jest taki odświeżający!:D

Ej no, w jakim pozytywnym kontekście? Przecież to, że jakimś gówniarzom się wydaje, że znęcając się nad innymi, są tacy pro i w ogóle, nie czyni kontekstu pozytywnym.

Filmu nie widziałam, wypowiadam się na temat wyjątku z notki. Dla mnie "bezpośredni i odważny" brzmi dość dodatnio, ale ja to truskawki cukrem posypuję.

Jako osoba, która musiała się kiedyś tłumaczyć z tonu swojej recenzji "Wstydu", bo sama miewa takie zapędy, dodam, że Kasia ma po prostu taki rubaszny styl pisania. :) Nie istnieje prawo, które zmuszałoby do pisania o poważnych sprawach całkiem serio. A gdyby nawet istniało, nie mogłoby dotyczyć recenzji, która zaczyna się słowami "Naprawdę nie jestem w stanie traktować poważnie filmów, w których...".:)

No mówię przecież, odświeżający. ;P

Ale w filmie była taka scena, gdzie chłopaki pobiły jakichś innych chłopaków, by nie znęcali się nad jakimś innym kolesiem. To była przemoc w dobrej wierze!

Nie brnij, zdanie dotyczyło wyraźnie prześladowania, a nie młodocianych vigilantes. Zresztą czy ja co mówię? Mówię tylko, że to trochę creepy, ale wszystko wskazuje na to, że trafnie oddaje charakter filmu, więc zamiast się tłumaczyć, spokojnie można potraktować mój okrzyk grozy jako komplement.

To kwestia dość specyficznego odbioru "Nocnego lotu" przez Kasię, nie dość, że śmiała się bardziej niż na Zanussim, to jeszcze tańczyła podczas sceny romantycznego wypadu za miasto :D

Film jest tak poważny, że aż karykaturalny, ale nie nieudany, imo widać w tym obrazie świadomość filmowej materii. To nie jakaś przypadkowo śmieszna amatorszczyzna, tylko produkcja ustawiona na tak wysokie rejestry, że aż nieznośna. Ewidentnie zrobiona pod miejscową publiczność, która może takiej historii potrzebuje.

Film jest nie tyle nieudany, co chyba właśnie rozwinął się trochę inaczej niż chciał reżyser (oczywiście mogę się mylić, ale dałabym głowę, że to wszystko miało być bardzo serio). Niektóre motywy są totalnie niepoważne (chociażby but miłości:D). Na szczęście większość wad tego obrazu da się potraktować jako zalety. Kwestia podejścia i nastroju. :)

Jak już jesteśmy przy bucie, to radzę przypomnieć sobie "Damę z Seulu" i podobny motyw ("obrączka"), zresztą wątek miłosny jest bardzo podobny do tego z "Nocnego lotu". Dwa filmy z tego samego roku z podobnymi motywami raczej wskazują na specyficzną konwencję, a nie przypadkową zbieżność.

Coś w tym jest. Oczywiście z zastrzeżeniem, że "Nocny lot" to poważny film z niezamierzonym humorem, a "Dama z Seulu" to zamierzenie humorystyczny film akcji z nie do końca wykorzystanym potencjałem dramatycznym. Jakoś inaczej się odbiera tę konwencję przy tak różnych założeniach. Przynajmniej ja tak mam.

@Esme W Azji najwyraźniej można. W każdym razie mniej więcej o tym jest ten film, w chwilach gdy akurat jest poważny.

@Kasia Normalnie po przeczytaniu tej recenzji "Nocny lot" zaczął mi się podobać jeszcze bardziej. Chyba muszę chyba zrewidować ocenę. :D

Dodaj komentarz